

Poszukując rozumienia słów "przebaczenie" i "pojednanie" możemy sięgnąć do najstarszych pisanych świadectw. W języku greckim używane określenie aphesis, aphiemi posiada znaczenie: uwalniać, odrzucić, wypuścić, uniewinnić (w j. hebrajskim jest to wyrażone obrazowo poprzez otulić płaszczem - co sugeruje bliskość i zabezpieczenie). Łacińskie dimittere znaczy podobnie: zwolnić, darować, wypuścić. Natomiast reconciliare - przywrócić, na nowo połączyć, umożliwić spotkanie - wskazuje na przywrócenie wspólnoty, czyli pojednanie. Przebaczyć więc, to przywrócić komuś jego poprzednie miejsce, znaczenie jakie posiadał. Pojednać się oznacza już coś więcej. Wskazuje raczej na wzrost bliskości pomiędzy poróżnionymi stronami. Przebaczenie otwiera drogę pojednaniu. Podczas gdy przebaczyć (w pewnym sensie) można bez względu na postawę winowajcy, to pojednanie, czyli odbudowanie obustronnych więzi, wymaga już zaangażowania obu stron. Stanowi owoc wysiłku zarówno winowajcy jak i pokrzywdzonego. Pomimo powszechnego przekonania, iż dobrze jest wybaczać, nie zawsze taka gotowość znajduje dopełnienie. Często w człowieku powstają pytania: czy właściwym jest okazywanie przebaczenia osobie, która czyni zło, czy to nie kłóci się z poczuciem sprawiedliwości, czy taka postawa nie powoduje dalszego wzrostu zagrożenia i nie rodzi nowej krzywdy? Czy nie jest to sygnałem dla krzywdziciela, że wszystko jest w porządku, nic złego się nie stało, czy nie jest to po prostu demoralizujące? Jest również druga strona: czy taką krzywdę mam wybaczyć, czy jestem w stanie, bez zaprzeczania sobie, skłaniać się do tego?
Doznając krzywdy zastanawiamy się jak mogłoby wyglądać nasze zachowanie na miejscu osoby, która nam ją wyrządziła, pragniemy zrozumieć jej motywy, a nierzadko możemy dojść do wniosku, że właściwie nie jesteśmy pewni, jak byśmy się zachowali w takiej sytuacji. To przyznanie się do własnych błędów i próba zrozumienia tego, kto nas skrzywdził, jest bardzo wymagające, lecz trudno inaczej wprowadzić to, co nazywamy przebaczeniem i pojednaniem w nasze codzienne relacje i korzystać z tego, co w nich może nas uwalniać i uzdrawiać.
Przebaczenie sobie
Człowiek nie może być w zgodzie z innymi, o ile nie potrafi być w zgodzie z samym sobą. Każdy, doświadczając różnych trudności życiowych, dokonuje wyborów, z których nie zawsze jest później zadowolony. Czasami uświadamia sobie, że dana decyzja była w konsekwencji skrzywdzeniem siebie. Takie zranienia powodują, w następstwie, wewnętrzny chaos, żal, smutek. Przynoszą nierzadko poczucie straty i bezsilności, a nawet chęć poniżania czy niszczenia siebie. Do dobrego funkcjonowania i odzyskania poczucia zadowolenia z własnego życia ważnym jest podjęcie procesu pojednania się z samym sobą. Podstawą takiego procesu jest najpierw pogodzenie się osoby z faktem, że żyje, że urodziła się w danym kraju, czasie, rodzinie, że związała się z takim ludźmi, że ma takie właśnie ciało, takie zdolności i ograniczenia. Pojednać się z samym sobą to zgodzić się na swoje życie oraz przebaczyć sobie popełnione błędy, wyciągając z nich wnioski na przyszłość. Moja osoba jest darem dla mnie niezależnie od moich ograniczeń i słabości. Niedostatki, ubóstwo człowieka, nie są wystarczającym powodem do odrzucenia siebie, ale wręcz przeciwnie - miejscem pracy dla własnego dobra, przestrzenią do uporządkowanego kochania siebie.
Przebaczenie innym
Przebaczanie jest często postrzegane jako wyłącznie moralny obowiązek. Ludzie głęboko zranieni próbują, właśnie dlatego, wspaniałomyślnie przebaczyć w swoim sercu zadane im rany, lecz ten tak heroiczny akt nie jest prosty do pogodzenia z ich przeżywanymi uczuciami. Wypieranie lub tłumienie tych emocji nie wystarcza do dokonania prawdziwego przebaczenia, a jego brak w dużym stopniu komplikuje i zatruwa ich własne życie. Jest przyczyną niezadowolenia i nieraz głębokiego bólu.
Źródłem doznanych krzywd w życiu codziennym są najczęściej zachowania osób bliskich. Najgłębiej odczuwane zranienie pochodzą od rodziców, czy dziadków. To osoby, które z natury zostają obdarzane największym zaufaniem, więc zawód, jaki może nas spotkać z ich strony najgłębiej wpisuje się w nasze doświadczenia. Podobny ból spotyka nas, kiedy zostajemy skrzywdzeni przez osoby, które staramy się obdarzyć zbliżonym zaufaniem, na które próbujemy się najbardziej otworzyć. W dalszej kolejności są to więc mąż lub żona, rodzeństwo, dalsza rodzina, przyjaciele, współpracownicy. Kolejną grupą osób, od których doznane krzywdy jest trudno wybaczyć są ci, którzy ze względu na pełnione role społeczne powinni nas chronić i wspierać a nie ranić. Należą do niej różni specjaliści jak np. nauczyciele, lekarze, księża. Osobną kategorią są ludzie, którzy wyraźnie określają się jako nasi przeciwnicy, wrogowie (w warunkach wojny), napastnicy (w sytuacji przemocy), czy nieliczący się z naszymi prawami (np. osoby, które doprowadzają do wypadków drogowych). Tu ciężar przebaczenia jest w dużym stopniu związany z wielkością i znaczeniem bezpośrednio lub pośrednio doznanej krzywdy.
Krzywda doznana od bliskich
Gdy krzywdzi nas ktoś obcy, wtedy jest dla nas oczywiste, że mamy prawo się bronić. Jeśli na przykład, pracodawca nie wypłaca nam pensji albo sąsiad uszkodził nam ogrodzenie, wtedy wiemy, że możemy zwrócić się o pomoc do odpowiednich instytucji, z policją i sądem włącznie. Sprawa się komplikuje, gdy krzywdzicielem jest ktoś z krewnych albo z dobrych znajomych. Jeszcze trudniej jest się bronić przed kimś bliskim wtedy, gdy krzywda nie jest wymierna i gdy jej główną miarą jest nasze cierpienie. Im silniejsza jest więź z krzywdzicielem, tym bardziej boli jego niewłaściwe zachowanie i tym trudniej znieść związane z tym cierpienie, a jednocześnie tym większe przeżywamy rozterki co do tego, czy w ogóle, a jeśli tak, to na ile, kiedy i w jaki sposób powinniśmy się bronić. Jeśli nasze cierpienie nie wynika ze złej woli kogoś z bliskich, a jedynie z tego, że on nas w czymś nie rozumie, wtedy zwykle krzywdzący nas człowiek sam zauważa nasze cierpienie i swój błąd, serdecznie przeprasza i wyciąga wnioski na przyszłość. Jednak co robić wtedy, gdy krzywdziciel to ktoś bliski, kto nie reaguje na nasze słowa ani cierpienia?
Prawo do skutecznej obrony
Chrystus uczy nas mądrej miłości. On sam stanowczo bronił się przed krzywdzicielami: przed tymi, którzy chcieli strącić Go ze skały, przed tymi, którzy przyszli aresztować go w Ogrójcu, przed żołnierzem, który Go uderzył w twarz, przed Annaszem, Kajfaszem, Piłatem. Kto kocha na wzór Jezusa, ten wie, że powinien stanowczo się bronić wobec krzywdziciela. Pobłażanie czy tolerancja wobec kogoś, kto nas krzywdzi, oznacza zgodę na bycie krzywdzonym i wprowadza w błąd krzywdziciela, gdyż może on wierzyć w to, że akceptujemy jego postawę. Kto nie broni się przed krzywdzicielem, ten nie kocha krzywdziciela, gdyż ułatwia mu wyrządzanie kolejnej krzywdy i brnięcie w zło. To właśnie dlatego Kościół przyznaje krzywdzonej osobie prawo do obrony skutecznej, do separacji małżeńskiej włącznie. Dopóki ktoś błądzi, krzywdzi nas i nie wzrusza się naszym cierpieniem, nie pozostaje nam nic innego, jak coraz bardziej stanowcza obrona. Chrześcijanin nie mści się, nie odpowiada złem na zło, ale też nie pozwala sprowadzać siebie do roli biernej i bezradnej ofiary.
Jak przeprosić?
Obrona przestaje być potrzebna dopiero wtedy, gdy krzywdziciel przychodzi do nas, uznaje swój błąd, przeprasza nas i pragnie zamknąć swoją złą przeszłość. W przypowieści o dłużniku (por. Mt 18, 23-35) Jezus precyzyjnie wyjaśnia, do czego zobowiązany jest krzywdziciel, który się nawraca. Otóż powinien on przyjść do nas, okazać ból i żal z powodu zła, które nam wyrządził i cierpienia, które nam zadał. Powinien przeprosić oraz wyjaśnić, w jaki sposób będzie te krzywdy wynagradzał. Wszystkie te kroki potrzebne są ofierze, by mogła uwierzyć w przemianę krzywdziciela, ale potrzebne są też krzywdzicielowi, by już nie wracał do popełnionego zła.
Pozorne przeprosiny
Zwykle krzywdziciel nie chce uznać swoich błędów, by uniknąć wysiłku nawrócenia i zadośćuczynienia. Gdy już uzna swoje winy — choćby w wyniku stanowczej obrony, na jaką zdobywa się krzywdzona osoba — to zwykle łatwiej powie o tym sobie i Bogu niż temu, kogo skrzywdził. Nie każdy krzywdziciel ma odwagę wyznać swoją winę wprost i bez próby jej umniejszania. Właśnie dlatego nie każde przeprosiny przynoszą ulgę. Niektóre mogą być pozorne i powodować dodatkowe cierpienie u skrzywdzonej osoby. Dotyczy to przeprosin, które są ogólne albo tak sformułowane, że bardziej są usprawiedliwianiem krzywdziciela niż rzeczywistą prośbą o przebaczenie. Przeprosiny powinny dotyczyć konkretnych sytuacji, słów i gestów. Jeśli mąż przeprasza żonę jednym zdaniem za wszelkie zło, które jej wyrządził w ciągu ostatniego roku (chociażby powtarzał takie ogólnikowe przeprosiny wiele razy), to one nie wystarczą do pojednania. Sformułowanie „przepraszam za wszystko” nie jest dobrym sposobem na odbudowanie radosnych relacji. Jeszcze gorsze jest sformułowanie typu: „przepraszam, jeśli Cię skrzywdziłem”, gdyż wtedy krzywdziciel poddaje w wątpliwość swoje winy. Przeprosiny i zadośćuczynienie powinny być adekwatne do wielkości wyrządzonej krzywdy i zadanego cierpienia
Warunki pojednania
Przebaczyć mogę każdemu, ale pojednać się mogę tylko z tym, kto z bólem i wprost uznał wszystkie swoje błędy oraz przestał mnie krzywdzić. Jezus wyjaśnia, że powinienem nawet wiele razy przebaczyć krzywdzicielowi, pod warunkiem, że stwierdza „Żałuję tego” (Łk 17, 4). Krzywdziciel może prosić o przebaczenie kogoś bliskiego dopiero wtedy, gdy zaczyna kochać, a kto przebacza, ten czyni to nie z obowiązku lecz z miłości. Może być tak, że krzywdziciel nigdy nie przeprosi. W takiej sytuacji krzywdzona osoba powinna przebaczyć w sercu minione krzywdy, których doznała. Jednak o akcie przebaczenia nie powinna informować winowajcy dopóki nie przeprosi on za swoje winy. To, kiedy wybaczam, zależy ode mnie i od mojej miłości. Natomiast to, czy i kiedy mówię krzywdzicielowi o tym, że wybaczyłem, zależy od jego postawy! Jeśli przeprasza mnie jedynie ogólnikowo, albo nie zmienia swego sposobu myślenia i postępowania, to powinienem wstrzymać się z mówieniem o wybaczeniu: dla dobra własnego i dla dobra krzywdziciela, by nie ułatwiać mu oszukiwania samego siebie. Pełne pojednanie możliwe jest tylko z inicjatywy krzywdziciela. Wybaczenie nie oznacza zapomnienia. Jest to szczególnie ważne w sytuacji, w której krzywdziciel nie uznaje swoich win i nadal próbuje krzywdzić. Wtedy krzywdzonej osobie nie pozostaje nic innego, jak bronić się przed krzywdą tu i teraz. Zwykle w takich sytuacjach skuteczna obrona wiąże się z koniecznością zerwania bezpośredniego kontaktu z krzywdzicielem. Wybaczyć to kochać i żyć radośnie, mimo świadomości, że istnieją ludzie, którzy nie kochają lecz krzywdzą.
Bóg pomaga w wybaczeniu!
Bóg pozwolił się przybić do krzyża po to, by już nikt z ludzi nie zadawał cierpienia bliźniemu, lecz byśmy odnosili się do siebie nawzajem z taką miłością, jaką pokochał nas Chrystus. Bóg przyszedł do nas osobiście po to, by Jego radość w nas była i by była pełna (por. J 16, 24). Przeprosiny, wybaczenie i pojednanie przynoszą pełny owoc wtedy, gdy prowadzą do sytuacji, w której krzywdziciel i jego ofiara zaczynają żyć w większej miłości i radości niż przed pojawieniem się krzywdy i cierpienia. Siła oraz odwaga potrzebne krzywdzicielowi do uznania własnych błędów, do przeproszenia skrzywdzonej osoby i do nawrócenia płynie z odzyskanej więzi z Bogiem. Podobnie siła oraz odwaga potrzebne osobie skrzywdzonej po to, by szczerze wybaczyć i nie wracać już do bolesnej przeszłości, płynie z trwania w serdecznej przyjaźni z Bogiem i z wdzięczności za Jego cierpliwe miłosierdzie względem każdego z nas. Właśnie dlatego o przepraszaniu, wybaczaniu i pojednaniu powinniśmy najpierw rozmawiać z Bogiem. To On podpowiada nam najmądrzejsze sposoby pokonywania bolesnej przeszłości, a także najpewniejsze sposoby budowania radosnej teraźniejszości.
Przebaczenie uprzedza pojednanie
Przebaczenie to trudny proces. Przebaczając, musimy bowiem coś stracić: to, co krzywdziciel jest nam dłużny. Wyrządzając nam krzywdę, zaciągnął wobec nas dług. A jako dłużnik ma w stosunku do nas pewne zobowiązania, a my mamy nad nim pewną przewagę. Strata długu oznacza automatycznie stratę tej przewagi. A jednak warto zrezygnować z tego długu i przebaczyć. Bo brak przebaczenia jest bardzo destrukcyjny. - Po pierwsze, dopóki nie dojdzie do przebaczenia i pojednania, historia będzie się powtarzać, a człowiek nie uwolni się od bólu, strachu i zamieszania. Brak przebaczenia rodzi zgorzknienie, które z kolei prowadzi do choroby, czasem bardzo poważnej.
Jednak przebaczenie to nie to samo, co pojednanie. „Przebaczenie uprzedza pojednanie, stanowi także konieczny warunek prawdziwej jedności i zgody między ludźmi. Pojednanie może być budowane tylko na wzajemnej wymianie przebaczenia - ofiarowanie przebaczenia powinno być wówczas złączone z jego przyjęciem” - pisze o. Józef Augustyn, jezuita, w książce „Ból krzywdy, radość przebaczenia”.
Przebaczenie to nasz wewnętrzny akt, do którego nie potrzebujemy drugiej strony. Po prostu decydujemy się na odpuszczenie naszemu winowajcy wszystkich jego przewinień wobec nas. Co on z tym zrobi - jego sprawa. To już nie zależy od nas. My przebaczamy. Dlatego twierdzenie, że przebaczenie ma sens tylko wtedy, gdy druga strona uzna swoją odpowiedzialność za popełnione zło, jest niesłuszne. Przebaczenie zawsze ma sens, niezależnie od postawy drugiej strony.
Natomiast żeby doszło do pojednania, potrzebne jest także zaangażowanie drugiej strony. Bez tego trudno mówić o pojednaniu.
Na drogach przebaczenia
Relacje międzyludzkie oparte są na przebaczeniu. Jeżeli zabraknie przebaczenia wspólnota nie ma racji bytu. Nie jesteśmy aniołami i nigdy nie stworzymy idealnej wspólnoty (małżeńskiej, rodzinnej, zakonnej, przyjaciół...). W każdej wspólnocie będą wcześniej czy później konflikty, napięcia czy różnice zdań.
Napięcia i konflikty są naturalne, a nawet można powiedzieć - konieczne, gdyż są bodźcem rozwojowym wspólnoty i jej poszczególnych członków. Niemniej konieczna jest również umiejętność przebaczenia i pojednania.
Przebaczenie nie jest jednak procesem łatwym. Wiemy, że jesteśmy zanurzeni w Bożym miłosierdziu, sami oczekujemy od innych przebaczenia, a jednak wyrządzona krzywda bardzo boli i nie pozwala szybko i szczerze przebaczyć. Niektórzy są wręcz zżerani nienawiścią, rujnują siebie i swoje życie, a także życie innych, lecz nie potrafią zdobyć się latami na przebaczenie.
Aby ból został nazwany, wypowiedziany i przepracowany potrzeba czasu. Przebaczenie w wymiarze religijnym możliwe jest wcześniej, ale w wymiarze emocjonalnym jest dłuższym procesem, który wymaga przepracowania i akceptacji uczuć. Wypieranie, racjonalizacja ani pobożna pokrywka typu: "ja już wszystko wybaczyłem, polecam tę osobę Panu Bogu" nie wystarczą. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że gdy spotkamy osobę, która nas skrzywdziła, usłyszymy podobną historię lub zobaczymy podobną scenę, wszystko w nas na nowo w sposób natarczywy odżywa.
Franz Jalics, węgierski jezuita przeżył najpierw piekło wojny. Jego ojciec został otruty z powodów politycznych; dom rodzinny został upaństwowiony przez komunistów. Po powrocie z wojny matka z ośmiorgiem dziećmi zamieszkała w piwnicy. Pierwszą jej reakcją na zastaną sytuację było wezwanie do modlitwy "za wszystkich, którzy w domu i w okolicy cierpieli albo ponieśli szkody. Jak później powiedziała, wspomina Jalics, nie chciała, żeby w sercach mojego rodzeństwa mogła się zagnieździć nienawiść albo uraza" (Rekolekcje kontemplatywne).
Drugim traumatycznym przeżyciem był pobyt w więzieniu w Argentynie. Franz Jalics jako profesor dogmatyki mieszkał w dzielnicy nędzy w Buenos Aires. Oskarżony o terroryzm, został aresztowany w 1976 roku i przeżył drugie piekło - więzienia. Przeżył jako jeden z dwóch na sześć tysięcy uprowadzonych w tym czasie w Argentynie. W więzieniu rozpoczął się w nim proces przebaczenia: Pomimo wewnętrznego wzburzenia i bardzo gwałtownych uczuć nieustannie próbowałem przebaczyć. Modliłem się też zawsze za naszych prześladowców i za ludzi, którzy ponosili winę za nasze uprowadzenie. Po upływie trzech i pół miesiąca [...] sam proces powtarzał się codziennie aż do dnia naszego uwolnienia: wściekłość, strach, depresja, smutek i płacz. Od czasu do czasu dni były spokojniejsze (tamże).
Kilka lat później po wyjeździe do Niemiec i pracy rekolekcyjnej nastąpiło całkowite przebaczenie i w konsekwencji uzdrowienie wewnętrzne: [...] zauważałem stopniowo, że dokonała się we mnie bardzo wielka zmiana. Lekka depresja, która w ukryciu zawsze mi towarzyszyła, podobnie jak pewna agresywność zniknęły całkowicie i nigdy już nie wróciły. Miesiące uprowadzenia, więzienia i bliskości śmierci w połączeniu ze stałym powtarzaniem imienia Jezus spowodowały we mnie głębokie oczyszczenie [...] w ciszy medytacji zostało mi podarowane niewiarygodne przeistoczenie (tamże).
Uzdrowienia potrzebują także relacje z Bogiem. Oczywiście, obiektywnie nie mamy Bogu nic do przebaczania. Bóg jest samą miłością, dobrocią, świętością i wszystko Jemu zawdzięczamy. Jedyną naszą postawą powinna być wdzięczność i uwielbienie. Jednak, z subiektywnego punktu widzenia, oskarżamy Boga o cierpienie, chorobę, ból, zło, obojętność, pogmatwaną historię życia... I wobec takich oskarżeń, pretensji, żalów trudno przyjąć postawę wdzięczności i miłości. Oskarżanie Boga jest zwykle argumentem do negacji życia albo usprawiedliwianiem własnej bierności i egoizmu. W takiej sytuacji trzeba najpierw pogodzić się z Bogiem.
Trzeba wówczas zstąpić z piedestału swojego idealnego obrazu i swoich przekonań. Trzeba w pokorze uznać, że jest w nas dwubiegunowość - dobro i zło. Są mocne strony, dobro, zdolność do miłości, duchowa tęsknota za Bogiem i pięknem, ale także wady, czułe punkty, lęki, niezdolność nawiązywania relacji, grzeszność, skłonność do pójścia za najniższymi instynktami.
Taka akceptacja, która stoi na drugim biegunie egoizmu i pychy, jest wyzwalająca. Prowadzi do zgody na własną (może nie zawsze wymarzoną) historię oraz pomaga zrozumieć lepiej innych.
Życie w zagubionym świecie bez przebaczenia nie jest możliwe. Być może jest to pierwszy krok w ponownym odnalezieniu sensu i wartości życia oraz w porządkowaniu relacji do Boga i innych.